Od zachodu do wschodu

Seul, Korea Południowa autorstwa Alexa Barlowa
Tak jak i obiecałam w zeszłym tygodniu, dzisiaj napiszę trochę o tej najważniejszej chyba dla mnie zmianie w ciągu ostatnich miesięcy przerwy, a mianowicie temacie, który zaczął mnie fascynować i któremu poświęcam obecnie chyba każdą chwilę wolnego czasu. Od paru dni jednak intensywnie myślę, jakby Wam to przedstawić i opisać, aby nie zrazić od początku, bo zdaję sobie sprawę, że ludzie często na to reagują zmarszczeniem czoła. Zobaczymy czy podołam zadaniu.

Zacznijmy jednak od początku i zanim o samym zainteresowaniu, trochę historii z mego życia wziętej. Na początku kwietnia miał miejsce w Krakowie Festiwal Studiów Azjatyckich. Na jedną sobotę Instytut Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego otwierał swoje drzwi nie tylko na studentów, ale i każdego zainteresowanego tematem Azji, chętnego do wysłuchania wykładów i prezentacji, wzięcia udziału w warsztatach czy chociażby degustacji azjatyckiej kuchni i przymierzenia tamtejszego stroju. Poszłam przede wszystkim dlatego, że moja parabatai się tam wybierała jako fanka anime i generalnie kultury japońskiej, ale był też inny powód.

Pekin, Chiny autorstwa Robina Zebrowskiego
Otóż zdałam sobie sprawę, że gdyby ktoś mnie zapytał czym się interesuję, bez namysłu odparłabym kultura. Literatura, filmy, muzyka, ale również samo zjawisko popkultury, fandomu etc. I że uznaję się za osobę ciekawą świata i głodną wiedzy. Jakim więc cudem dotąd nie miałam zielonego pojęcia o kulturze wschodniej? Ludzie mają tendencję do ograniczania jej do anime i k-popu, zjawisk dla nich dziwnych, obcych, takich, które można podać jako przykład potwierdzający Jaka dziwna jest ta Azja.

Nie znoszę powtarzania bezmyślnie schematów myślowych, stereotypów i gdy dopiero tak późno sobie uświadomiłam, że właśnie tak potraktowałam Daleki Wschód, było mi trochę wstyd. Bo co ja tak naprawdę o niej wiedziałam? Nic. Choć nie jestem asem z historii, moja wiedza o przeszłości tych terenów była na poziomie zerowym. Gdyby ktoś zapytał mnie, gdzie na mapie leży Tajlandia, pewnie nie byłabym w stanie wskazać jej palcem (co, swoją drogą, zawdzięczam wspaniałemu programowi nauczania geografii, gdzie większość z uczniów nie zna mapy świata, wymaga się od nas absurdalnych wiadomości, jak na przykład nazw trzech państwa produkujące najwięcej buraków cukrowych). Muzyka? Filmy? Literatura? Jakieś trendy kulturowe? W głowie pusto. Co najgorsze, zdałam sobie sprawę, że cała kultura dalekowschodnia zlewa mi się w całość i czułam z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia. Sama nie lubię kiedy Polaków zrównuje się do Rosjan, więc dlaczego niby miałabym prawo powiedzieć, że na przykład Korea i Japonia, dwa państwa z bogatą historią, kulturą i tradycją to jedno i to samo? Takie spłaszczanie, ujednolicanie kultury sprawia, że świat staje się mniej ciekawy, a  tego zdecydowanie nie chcę.

Bankok, Tajlandia autorstwa Eustaquio Santimano
Na Festiwal ruszyłam więc z ogromną chęcią nauczenia się jak najwięcej. Byłam na wykładzie o Chinach, Indiach, Korei Północnej, świetnie się bawiłam przymierzając stroje i próbując oryginalnej bubble tea. Uczestniczyłyśmy również we wprowadzeniu do języka koreańskiego, bo choć były w planie także lekcje pokazowe innych języków, sam temat Korei z jakiegoś powodu pociągał mnie najmocniej. Kraj pomiędzy gigantem Chinami i gigantem Japonią. Coś mnie fascynowało, chociaż nie wiedziałam o niej praktycznie nic. I choć zapewne doskonale bawiłabym się nawet na opustoszałym parkingu, będąc z moją parabatai, to wieczorem wróciłam do domu pełna takiego zapału do zdobywania wiedzy! Ku mojej satysfakcji, odkryłam, że w Krakowie jest cała masa wykładów, spotkań i tym podobnych, które pomogłyby mi poznać ten region świata. Szczególne wrażenie wywarła na mnie konferencja dotycząca różnych aspektów kultury Korei, z której mam chyba z dziesięć stron notatek.

Oczywiście uczęszczanie na same wydarzenia wiele nie da bez samotnego poszerzania wiedzy. Zaczęłam więc czytać w Internecie artykuły, znalazłam ciekawe blogi, zaczęłam oglądać filmy i obejrzałam nawet jedną koreańską dramę (te dwadzieścia odcinków zrobiły ze mnie taki wrak emocjonalny, że obiecałam sobie, że to była to moja pierwsza i ostatnia drama, ale w wakacje i tak obejrzałam jeszcze dwie) i szukałam reportaży oraz tamtejszej literatury. Okres wakacji sprzyjał również czemuś poważniejszemu, więc dwa miesiące uczyłam się koreańskiego i szło mi chyba całkiem nieźle, bo nadal mi się chciało, teraz natomiast czasu brakuje, więc jedyne co mogę, to powtarzać słówka.

Trag lampionów, Hoi An, Wietnam
 autorstwa Ashisha Bajracharya
Osobny akapit poświęcić muszę jednak temu, w co wciągnęłam się najbardziej. Koniec końców, wkręciłam się w k-pop. Trochę wstyd mi odnieść się do ostatniej Anatomii, gdzie pisałam o playliście Cloudy Seoul i pojawiło się tam takie zdanie: Muzykę z Korei Południowej kojarzymy głównie z k-popem, który mi się zupełnie nie podoba. Już tłumaczę. Tak jak pisałam wyżej, bardzo sugerowałam się tu opinią na temat k-popu, choć sama dopóki nie zaczęłam go słuchać znałam jedynie Gangnam Style. Macie więc dowód na to, że Ann to stworzonko naprawdę głupiutkie i ma przynajmniej nauczkę, aby nie wydawać sądów o czymś, czego nie zna. Co do samej muzyki, na pewno poświęcę osobny wpis, aby wyjaśnić, dlaczego się w to wciągnęłam, co mnie w tym pociąga i tak dalej (planowałam dodać to do tego postu, ale byłoby zbyt długo), bo wiem, że pewnie większości z Was ta estetyka i cała otoczka nie bardzo przypadną do gustu. Mnie samą zaskoczyło wciągnięcię się w k-pop, bo jest on zupełnie inny od czegokolwiek czego słuchałam. I może na tym właśnie polega jego atrakcyjność dla mnie. 

Chciałabym jeszcze dodać, że muzyka ta zaskoczyła mnie  swą różnorodnością. Kiedy myślimy o popie, a juz zwłaszcza tym azjatyckim, do głowy przychodzą cukierkowe piosenki, przyprawiające o ból głowy. Sam termin pop pochodzi jednak od muzyki popularnej i to to szersze znaczenie właśnie odnosi się do k-popu. Muzyka popularna jest to więc zarówno te słodkie utwory, których ja omijam, piosenki, od których bije taka energia, że stawiają na nogi mocniej niż kawa (nie przesadzam), przyprawiające o łzy ballady jak i rap (który, ku mojemu zaskoczeniu szczególnie mi się podoba) czy coś bardziej rockowego.

Tokyo, Japonia autorstwa tokyoform
I na dzisiaj to chyba tyle. Jeśli mam być szczera, strasznie boję się publikować ten wpis, bo mam wrażenie, że na przykład moje zainteresowanie k-popem zniechęci niektórych z Was do mnie, i to tuż po tym jak powstałam z martwych. Mam wrażenie, że trochę przełamuję to estetykę i tematykę wpisów jak dotąd, ale z drugiej strony, chyba nie bardzo ma sens ukrywanie moich zainteresowań, w moim kawałku Internetu. Więc przypuszczam, że tematyka Azji dołączy do tych dotychczasowych i mam nadzieję, że nawet jeśli nie jest to coś, co Was fascynuje, postaram się poruszać różne aspekty,a może coś akurat się Wam spodoba. Na pewno w najbliższym czasie powrócę do tematu k-popu, ale z takiej bardziej personalnej strony (choć wpis o koreańskiej muzyce popularnej jako kulturowym fenomenie, dosyć różniącym się w swej formie i działaniu od zachodniej muzyki, jest moim zdaniem tak ciekawy, że nawet jeśli k-pop Ci się nie podoba, jest to ciekawy temat ze względu na wpływ na społeczeństwo etc). Liczę, że wyrazicie w komentarzach opinię na temat całego wpisu i jak byście widzieli dodanie nowych, dalekowschodnich tematów do bloga?
Mam nadzieję, że macie wspaniały weekend i do zobaczenia w następnym wpisie!

7 komentarzy:

  1. Bardzo się cieszę, że przyznajesz się do swoich zainteresowań, bo ja uwielbiam kulturę Wschodu! Zarówno bliżej znajdującego się świata arabskiego, jak i tego dalszego - zwłaszcza Indii i Chin. Uważam, że muzyka Orientu jest wspaniała (bardzo lubię tę klasyczną, szczególnie indyjskie ragi Raviego czy Anoushki Shankar, ale i lekki pop z Turcji, Japonii czy Chin potrafi być przyjemny), uwielbiam tamtejszą kuchnię i herbatę.
    Nie rozumiem, dlaczego ten post miałby wzbudzić złe emocje (może ksenofobię?) - ja się cieszę, ponieważ to jakieś wspólne zainteresowanie.
    Z zainteresowaniem przeczytałabym post, w którym umieściłabyś wykonawców, których słuchasz. I w ogóle - z niecierpliwością czekam na zmartwychwstanie bloga~

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja opinia na temat wpisu jest bardzo pozytywna! Nigdy nie interesowałam się szczególnie Azją, ale miło będzie poczytać o czymś zupełnie innym niż nasza kultura :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Post naprawdę bardzo ciekawy. Z chęcią poczytałabym Twoją opinię o muzyce pochodzącej właśnie z tych krajów, a także o kulturze, bo po mimo tego, że wszyscy wiemy, że bardzo różni się od polskiej, to niewiele możemy powiedzieć na ten temat. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja osobiście uwielbiam tę parodię gdzie do koreańskiej piosenki dołożne są polskie napisy (McDonalds i kisiel, mniam!). A tak serio to właśnie wróciłam od koleżanki, która nałogowo ogląda k-dramy, uczy się koreańskiego i zapoznała mnie z jakąś piosenką o gościu który lubi patrzeć na pupy (co?)
    Mnie osobiście zdumiewa to jak bardzo różna jest to kultura od naszej, dlatego z ciekawością będę wypatrywać wpisów!

    OdpowiedzUsuń
  5. W sumie to też zaczęłam się tym ostatnio interesować i sądzę, że takie posty byłyby świetne. Jednak k-popu nigdy nie słuchałam, a chyba powinnam, bo nie lubię ograniczać się do jednego lub dwóch gatunków muzycznych :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Nigdy zbytnio nie interesowałam się kulturą azjatycką (swoją drogą, cóż za szerokie pojęcie!). Ciekawie będzie o tym poczytać u ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Swego czasu ośmielałam się nawet tytułować "otaku" (przez jakieś pół roku czułam się godna, potem powietrze ze mnie zeszło), więc o tym czy o tamtym wiem to i owo, ale teraz interesuje mnie Azja od drugiej strony, poza M&A, tak więc rozumiem i czekam na więcej postów w temacie :). Polecam ci ogromnie bloga W krainie tajfunów, jest świetny, prawdziwa kopalnia wiedzy!
    Ale kpop to jednak nie moja bajka :D.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń