Park jest znów otwarty i radzi sobie całkiem nieźle. No może nieźle to niedomówienie - zarabia masę pieniędzy i przyciąga rzeszę rodzin, które są żądne wrażeń i innych atrakcji. Przywykli jednak do dinozaurów, odwiedzający chcą jeszcze więcej. Jurassic World decyduje się na zrobienie krzyżówki genetycznej i tak powstaje superdrapieżnik. Żadnego widza nie zaskoczy chyba fakt, że bestia wydostaje się na wolność i, ups, zaczyna się robić problem.

Blue, Charlie, Echo i Delta, czyli Raptor Squad, którym teraz zapchany jest tumblr, to bohaterki doprawdy urocze. Silne, niezależne, lojalne względem siebie nawzajem, do tego inteligentne. To dopiero zaskakujące kobiece postacie. Popełniają błędy, zmieniają sojuszników, ale koniec końców wszystko kończy się tak, jak powinno. A tak całkiem na serio, to sceny z velociraptorami są świetne i pisząc to, mam przed oczami Chrisa Pratta na motorze w otoczeniu swojego gadziego gangu.
Jak już o dinozaurach mówimy, to rzeczywiście robiły wrażenie. Mozazaur, pożerający rekina czy stado latających dinozaurów były naprawdę efektowne. Bardzo ciekawił mnie wątek mutanta, Indominusa rexa. Myślałam, że dowiemy się trochę więcej o jego pochodzeniu. Niby było o rzekotce, mątwie, tyranozaurze czy velociraptorze, ale żadne z tych zwierząt nie zwodzi ludzi, że uciekło z klatki, nie zabija dla sportu. Choć gdyby w filmie powiedzieliby, że w genach bestia ma coś od człowieka, byłoby to dziwne i pewnie wywołało jakieś dyskusje, ale skąd niby bestia chciałaby zabijać dla samego zabijania? Tylko ludzie są tacy nienormalni.
Czytałam gdzieś opinię, że w przeciwieństwie do pierwowzorów, w filmie są jedynie efekty, a brak już tego rzucającego się w oczy przekazu o igraniu z naturą. I absolutnie się nie zgadzam. Moim zdaniem z całego filmu emanuje to, że człowiek uważa się za boga i igra z czymś, co go przerasta, zapominając, że on nad naturą nigdy nie zapanuje, bo sam jest jej częścią. Co dokładnie widać w historii Indominusa. Namieszali głupi ludzie, pragnąc dostarczyć ludziom rozrywki, a sobie pieniędzy. Efekt był jednak wręcz przeciwny od zamierzonego.
Niektórzy piszą, że krzyżówka dinozaurów to już za wiele. Może. Ale czy my, widownia kinowa nie jesteśmy przypadkiem, jak ci wszyscy odwiedzający Isla Nublar? Chcemy jeszcze więcej. Dlatego mogę zrozumieć decyzje twórców, aby dać coś jeszcze bardziej spektakularnego od zwykłego gada. W końcu to widzieliśmy już 20 lat temu i trzeba czegoś nowego. Film rozrywkowy zawsze pozostanie tylko filmem rozrywkowym, a jak rozwiązuje się problemy w sequelach blockbusterów? Większe, bardzie niebezpieczne, wymagające więcej ryzyka.

PS: Żebym nie zapomniała napisać, co wyniosłam z filmu. Mogę być cool, ale nigdy nie będę tak cool, jak Chris Pratt, jadący na motorze u boku czterech velociraptorów, które oswoił.
Na filmie byłam dopiero dziś, dlatego poczekałam z czytaniem tego posta. W sumie nic dodać nic ująć, opisałaś film dokładnie takim, jaki jest. Okay, ale efekciarski i popada w schematy. Ale nadal jest fajny, chociaż nic ponad to.
OdpowiedzUsuń