Je suis un papillon, czyli Ann, Paryż i Normandia

Po pierwsze: wcale nie jestem leniwa. Ponad tydzień nie napisałam Wam nic, ale mam idealną wymówkę: nie było mnie w Polsce. Myślę, że tytuł sam wyjaśnia, gdzie się podziewałam, a dzisiaj napiszę Wam trochę o moich wrażeniach ze szkolnego wyjazdu do europejskiej stolicy mody i dobrego jedzenia, a także północnego regionu kraju.

To trochę smutne, że moje najlepsze zdjęcie z
Paryża to takie, na którym nie widać mi twarzy
i w ogole stoję tyłem

Powiem Wam jedno: możesz pojechać na drugi koniec świata, zobaczyć piękne budynki, scenerie, zdarzenia, ale nigdy nie będziesz się dobrze bawić, jeśli nie odpowiedni ludzie. Albo może inaczej: nigdy tak dobrze, jak z ludźmi. Miałam szczęście: pojechałam z parabatai, a do tego kilkoma znajomymi z klasy. Znane z filmów i pocztówek widoki to teraz osobiste wspomnienia i dla mnie to po prostu niesamowite.


Trzy dni spędziliśmy w Paryżu. Nie będę wymieniać, co widzieliśmy, bo wiem, że są to chyba najbardziej znane punkty miasta. Jako, że był to już mój drugi raz w Mieście Świateł większość obiektów już widziałam. Spotkało mnie jednak kilka niespodzianek. Po pierwsze, osiemnasta dzielnica, czyli Montmartre. Zakochana w Amelii, już nie mogłam się doczekać zobaczenia części miasta słynnej z Sacre Coeur i Moulin Rouge. Dlatego ze złamanym sercem patrzyłam na tłumy naciągaczy, którzy tylko czaili się na turystów, a takowych był ogrom. Sprzedawali piwo, kijki do robienia selfie i breloczki z Wieżą Eiffla. Czar magicznej dzielnicy prysł i teraz kojarzy mi się jedynie z tym kiczem, którego ikoną jest sama bazylika, położona na szczycie wzgórza. Zwana przez Paryżan (i całkiem słusznie) wielką bezą jest dla mnie zwykłym brakiem smaku. Nie przypadł mi od gustu także grób Napoleona.


Żeby nie było, że Ann jeździ za granicę i tylko narzeka, pozachwycam się trochę nad Sainte Chapelle, która jest mało znaną budowlą w porównaniu do Notre Dame czy wcześniej wspomnianej Sacre Coeur. Oczywiście w każdym przewodniku o tym trąbią, ale jednak do najbardziej znanych paryskich budowli kaplicy tej nie zaliczymy. Widok odbiera jednak dech w piersiach. Chapelle składa się z dwóch kondygnacji, każda z nich jest bogata i kolorowa. I choć widziałam już jej wnętrze na zdjęciach, to jest to nic w porównaniu do ogromnych, wysokich witraży na żywo. Oczywiście z niecierpliwością czekałam na moją druga wizytę w Muzeum d'Orsay, ponieważ impresjoniści to mój ulubiony prąd w sztuce i uwielbiam patrzeć na te barwne plamy, które nabierają sensu dopiero, gdy się oddalisz. Specjalnie wystroiłam się wtedy w moją spódnicę z van Goghiem. Wcześniej tego samego dnia, byliśmy jeszcze w Wersalu. Ogrom i przepych całego kompleksu robi wrażenie, ale od samych wnętrz preferowałam fontanny i labirynty żywopłotów w Ogrodach Wersalskich.
Uwaga, kisnę! Przynajmniej jest van Gogh
Potem opuściliśmy Paryż, a naszym pierwszym przystankiem było Giverny. Domy i ogrody Moneta. Człowiek tyle się już napatrzył na te jego nenufary i stawiki, że nie wyobraża sobie, aby takie coś mogło istnieć naprawdę. Istnieje.W stawach kumkają żaby, wszędzie masa kwiatów i innych roślin. Jest tam naprawdę uroczo, nawet z tymi tłumami zwiedzających. Zastanawiam się, jakby to wszystko wyglądało bez turystów. Moja romantyczna część duszy juz podsuwa mi obraz wieczornego spaceru ścieżkami i mostkami.


W Normandii widzieliśmy sporo miasteczek większych i mniejszych. W porównaniu do francuskiej stolicy były oczywiście niezwykle ciche i wolne od hordy turystów. Szczególnie w pamięć zapadło mi Eterat z monetowskimi klifami.


Następnym miejscem, o którym chciałabym wspomnieć jest Mont Saint Michel, który wygląda jak z bajki. Dosłownie. Widać tu wyraźną inspirację wysepką przy tworzeniu jednego z moich ulubionych filmów animowanych, czyli Zaplątanych. Od wewnątrz, co prawda, nie wygląda już tak zachwycająco, ale patrząc na Saint Michel z daleka naprawdę można odnieść wrażenie, że patrzy się na królestwo Corony.


Może relacja jest dosyć krótka, ale starałam się wszystko skondensować zamiast opisywać dokładnie każdy dzień. Zarówno Paryż, jak i Normandia bardzo mi się podobały i dlatego chciałabym tam jeszcze wrócić, zwłaszcza do Paryża. Poczuć miasto, ale nie z tej turystycznej strony. Pospacerować, połazić po kawiarniach, poznać jakich ludzi (jak się w końcu nauczę francuskiego, bo na razie moja wiedza ogranicza się do życiowego motto - jestem motylem, podstawowych zwrotów i smaków lodów). Gdybym miała wymienić moje ulubione miejsce w stolicy byłaby to zdecydowania słynna Shakespeare and Company, angielska księgarnia, która istnieje od dosyć dawna i ma niemałe powiązania z Lost Generation. Nic dziwnego więc, że wydałam fortunę na cudowną edycję The Side of Paradise Scotta Fitzgeralda. Oczywiście z pieczątką.






5 komentarzy:

  1. Byłam tam! Chapelle mi się niesamowicie podobała, te witraże są prze-pię-kne... Tylko mnie zastanawia, jak te kobiety z panierami wchodziły po tych wąskich schodkach. Łącznie byłam we Francji 3 czy 4 razy, uwielbiam ten kraj. Może to po mamie, uczy francuskiego... Jeśli wrócisz, koniecznie jedź do Rouen! A Normandia... Małe uliczki... Jejku, wiem, o czym mówisz. A Montmartre jest niesamowite, tylko trzeba wypaść z tego ohydnego kręgu sklepów z pamiątkami... Dalej jest taka mała winnica. :3 I UROCZE ogrody, i kamienice obrośnięte bluszczem, i kościół zbudowany na starej rzymskiej świątyni z prawdziwymi korynckimi kolumnami. I... Ojej! Kocham Francję. Łej, pojedź ze mną. XD Teraz mam taką ochotę tam wrócić. Bardzo przyjemnie się czytało.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na tym zdjęciu, gdzie "kiśniesz", wyglądasz jak Chloe Moretz. :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurczaki, napisałam parę dni temu komentarz, ale mój telefon jest głupi i go nie wstawił.
    W każdym razie po pierwsze to piękne zdjęcia. Po drugie to zazdroszczę spódnicy. BARDZO.
    A po trzecie to ja tam nie lubię Francji, chyba jestem jakaś dziwna. Paryż ma według mnie zdecydowanie mniej uroku niż nie tylko Kraków, ale takze takie miasta jak Gdańsk, Poznań, czy Praga lub Bratysława. Jakoś tak chyba jest przywiązana do tej Środkowej Europy :) No, ale ja mało gdzie byłam, co nie zmienia faktu, że "państwo żabojadów" nie zachwyciło mnie nawet w połowie tak jak wszystkich innych.
    Ale na twoich zdjęciach wygląda całkiem spoko, może bym się skusiła na podróż jakbyś je umieściła w jakimś przewodniku czy cuś xdxd
    A po czwarte: ja się uczę francuskiego już nie napiszę ile lat (bo mi wstyd), ale umiem powiedzieć niewiele więcej niż ty :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz więcej takich fajnych zdjęć?!

    OdpowiedzUsuń