Ostatnia recenzja na Annatomy pochodzi z września, najwyższa więc pora na jakiś wpis tego typu. Obejrzawszy niedawno najnowszy film Studia Ghibli, stwierdziłam, że muszę podzielić się z Wami moją opinią na temat tej nominowanej do Oscara japońskiej animacji, która jest ostatnią jaką zobaczymy w najbliższym czasie. Po tym jak Hayako Miyazaki ogłosił przejście na emeryturę, studio zapowiedziało czasową przerwy. Nikt nie wie niestety jak długą.
Film z 2014 został wyreżyserowany przez Hiromasę Yonebayashi i opowiada o Annie, która choruje na astmę, dlatego też zostaje wysłana do krewnych na wieś. Kochająca rysować introwertyczna dwunastolatka nawiązuje tam niezwykłą relację z Marnie, intrygującą dziewczynką mieszkającą w pięknym domu po drugiej stronie zatoki i obiecującą chronić sekrety przyjaciółki. Z jej pomocą Anna będzie musiała zmierzyć się ze swoimi problemami.
Nie chcę to spoilerować nikomu historii, więc nie będę pisała nic o zakończeniu. Muszę zaznaczyć jednak zaznaczyć, że cała historia jest przepiękna, różne jej warstwy przenikają i łączą się, co sprawia, że film tworzy moim zdaniem idealną, zamkniętą całość, tak, że widz czuje się w pełni usatysfakcjonowany. Przynajmniej ja, osoba może nieco bezkrytyczna względem dzieł Studia Ghibli.
Jeśli o bohaterów chodzi, mamy tu do czynienia, jak to zwykle w filmach tej japońskiej wytwórni, z młodą, nieco zamkniętą w sobie dziewczyną. Osobą niezwykle wartościową, nie potrafiącą jednak poradzić sobie z własnymi kłopotami i obdarzoną ogromną wrażliwością oraz artystyczną duszą. Nie sposób nie poczuć do bohaterki choć odrobinki sympatii. Postacie drugoplanowe są nie mniej urzekające. Optymistyczna i pełna zrozumienia para, która przez cały film tryska humorem, u której Anna mieszka przez wakacje, jej melancholijna ciocia, która jednak bardzo kocha dziewczynkę oraz Marnie. Fascynująca, przepełniona zarówno radością, jak i smutkiem Marnie, która zdaje się idealną przyjaciółką, która wspiera, choć okazuje się, że ona też ma problemy w swoim pozornie idealnym życiu.
Naprawdę rozpłynę się jednak nad estetyką filmu. Co prawda nie jest to wielebny Hayao Miyazaki, kreska jest tu jednak piękna. Nadmorska miejscowość, piękne domy, a zwłaszcza posiadłość Marnie, zatoka ze swoimi przypływami i odpływami, wszystko to sprawia, że widz chce wręcz wskoczyć do ekranu. Charakter postaci został również świetnie oddany. Wystarczy chociażby spojrzeć na Annę z jej uczesaniem w chłopięcym stylu czy jasne, długie kręcone włosy Marnie, godne księżniczki.
Cały film jest niezwykle subtelni i delikatny, co podkreśla jak zawsze piękna muzyka. Film ten nie razi po oczach i dlatego niestety Oskara raczej nie dostanie. Uważam jednak, że jest to godne zakończenie pewnej ery Studia Ghibli. Wywołuje nostalgię i po obejrzeniu aż mam ochotę zrobić jakiś maraton z japońskimi animacjami.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dziękuję! Właśnie skończyłam oglądanie tej produkcji i... Naprawdę było warto. A mówi to osoba nielubiąca japońskich animacji (przede wszystkim przez wzgląd na estetykę - nie podoba mi się degradacja światłocienia czy zmutowane proporcje twarzy)!
OdpowiedzUsuńAle ta historia jest... Urzekająca i wywołała we mnie małą lawinę łez i nieco uśmiechu. Podoba mi się subtelne przenikanie snu i prawdy, które tworzy intrygującą oniryczność w tym filmie. Bardzo polubiłam i wczuwam się w Annę, będąc do niej (tej zamkniętej w sobie) jeszcze nie tak dawno temu podobna.
To przypomniało mi, że anime to nie tylko krzykliwe, drażniące kolory, perwersja, okrucieństwo i kicz - niestety, tak przedstawia się większość "dzieł" (lub ja na takie tylko trafiam). I to właściwie za Twoją sprawą!
Sugeruję Ci poprawić frazę "z młodą, nieco zamkniętą w sobie młodą dziewczyną".
Pozdrawiam!
Nawet nie wiesz, jak mi miło. Ja również nie jestem fanką japońskich animacji, dla Studia Ghibli zawsze jednak robię wyjątek. W przeciwieństwie do tych często kiczowatych produkcji, tu mamy do czynienia z filmami bardziej delikatnym, jeśli można to tak nazwać, zarówno w kwestii animacji, jak i scenariusza.
UsuńI dziękuję za zwrócenie uwagi na powtórzenie, już poprawiłam :)
Pamiętam, jak kiedyś zachwycałam się kulturą Japonii, czytałam mangi i oglądałam każde anime, jakie tylko znalazło się w moim zasięgu. I chociaż ta fascynacja już dawno minęła, to sentyment do produkcji takich jak ,,Wilcze dzieci", ,,O dziewczynie skaczącej przez czas" czy właśnie filmów Studia Ghibli - pozostał. To ze względu na ten sentyment postanowiłam obejrzeć ,,Marnie...". I tak Studio Ghibli po raz kolejny bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło, zabrało do świata pełnego magii i małych cudów, a potem pozostawiło w zachwycie i nadziei na kolejną taką animację. Oby powstawało jak najwięcej takich filmów! :)
OdpowiedzUsuń