Szukając Alaski - John Green

Greenowski debiut leżał na półce i cierpliwie czekał na wolną chwilę, gdy po niego sięgnę. Wreszcie się doczekał się, a w dodatku spotkał się z niesamowicie entuzjastyczną reakcją z mojej strony. Moje trzecie spotkanie z książkami tego niezwykle popularnego amerykańskiego autora zaowocowało godzinami leżenia w łóżku i zastanawiania się nad kilkoma zadanymi przez bohaterów pytaniami. Recenzja pozbawiona jest spoilerów, więc nie ma się czym martwić.

Życie Milesa nie było zbyt interesujące. Nieciekawa szkoła, brak znajomych oraz zabijanie czasu lekturą biografii znanych postaci, aby poznać ich ostatnie przedśmiertne zdania. Do czasu. Gdy chłopak wyjeżdża do szkoły z internatem Culver Creek już w pierwszych dniach poznaje nowych przyjaciół. Swojego współlokatora Pułkownika, Larę, Takumiego i Alaskę Young. Niezwykle piękna, inteligenta i tajemnicza Alaska od razu skrada mu serce. Wraz z nowymi znajomymi Miles pozna uroki młodości, zmierzy się z wieloma problemami, a przede wszystkim postara się odkryć, czym jest Wielkie Być Może.

W którymś momencie wszyscy podnosimy wzrok i uświadamiamy sobie, że zgubiliśmy się w labiryncie.

Zacznę może od intrygującej budowy powieści. Jest ona podzielona na dwie części: przed i po. Każdy rozdział rozpoczyna się liczbą dni, które dzielą nas od... czegoś. Nie mamy pojęcia do czego zmierzamy, ale zdajemy sobie sprawę z istnienia jakiegoś środka, centrum wszystkich wydarzeń, co według mnie jest fascynującym pomysłem, bo gdy już do niego dotrzemy, rzeczywiście zauważamy wagę wydarzenia.

Czymże by była nawet najświetniejsza fabuła bez bohaterów? Mamy tu mieszankę postaci różniących się zarówno wyglądem jak i charakterem. Skupię się tu na Milesie, głównym bohaterze, który był dla mnie postacią nader irytującą. Choć na początku byłam zafascynowana jego oryginalnym hobby zapamiętywania ostatnich słów znanych osób, z czasem jednak coraz bardziej mnie chłopak drażnił. Z jednej strony twierdził, że Alaska była czystą energią, z drugiej strony jednak w pewien sposób starał się ja sobie przywłaszczyć, tylko on ją rozumie, tylko dla niego była naprawdę ważna... Prawda jest taka, że znał ją najkrócej z całej grupy, a zachowywał się wobec niej dość samolubnie i zaborczo. Poza tym, fakt, że uważał, że zasługuje ni miłość dziewczyny bez robienia właściwie czegokolwiek zasługującego na uznanie było dosyć dziwne.


Wszyscy palicie dla przyjemności. Ja palę po to, aby umrzeć.

Na Alaskę natomiast muszę poświęcić osobny akapit, bo choć nie jest główną bohaterką powieści, jest postacią centralną, wokół której krąży akcja i bohaterowie. Jest to ten typ osoby, którą chciałoby się być. Atrakcyjna, inteligenta, intrygująca osobowość, której nie da się zapomnieć. Czy nie byłoby cudownie być taka osobą, która pozostaje w pamięci do końca życia nawet po krótkim spotkaniu? Muszę jednak stwierdzić, że moje oczekiwania co do niej przed przeczytaniem debiutu Greena, były nie co inne, i nie ma to żadnego negatywnego czy pozytywnego kontekstu. Na podstawie niejednokrotnie oglądanych w Internecie obrazków z cytatami (takimi na przykład jak ten powyżej) miałam wrażenie, że panna Young będzie jakąś seksowną samobójczynią. Nic bardziej mylnego, bo Alaska była życiem, nie śmiercią. Fakt, że od czasu do czasu wpadała w taki grobowy nastrój sprawił jedynie, że jej postać stała się jedynie bardziej trójwymiarowa, bo człowiek jest istotą zmienną i humorzastą. Moja sympatię zaskarbiła sobie już na początku, gdy Miles wchodzi do jej pokoju i widzi góry książek. Niestety zdaję sobie sprawę z faktu, że nie jestem huraganową ulewą, że jestem całkiem zwyczajna i nigdy nie będę jak Alaska, więc powieść wywołała we mnie pewien rodzaj tęsknoty.

Gdyby ludzie byli deszczem, to ja byłbym mżawką, a ona huraganową ulewą.

Jak w przypadku wielu opowieści o nastoletnich bohaterach, przeżywających niezwykłe przygody poznających fascynujących ludzi i odkrywających życie pełne niespodzianek i rozczarowań, tak i Szukając Alaski wywołało we mnie swego rodzaju zazdrość, ponieważ moja codzienność nie należy do najciekawszych, i naprawdę chciałabym aby była choć w połowie tak ciekawa jak życie Milesa, Alaski, pułkownika czy Takumiego.

Recenzje tę zakończę stwierdzeniem iż debiut Greena, zarówno zabawny i pokręcony, jak również smutny i niezwykle głęboki to opowieść o zaletach młodości i jej odkrywaniu, którą mogę Wam decydowanie polecić.

Tytuł: Szukając Alaski
Autor: John Green
Wydawnictwo: Bukowy las
Data wydania: październik 2013
Ilość stron: 320

4 komentarze:

  1. Ja przepraszam, że Ci tu każdy post komentuję, ale spokojnie, zaraz się ogarnę :) a w dodatku jak o takich książkach piszesz, to się po prostu nie da tego zignorować!
    W każdym razie ja podczas czytania ryczałam, ale ja odczas wszystkiego ryczę, więc to chyba nie jest żaden wyznacznik. Była to pierwsza książka Johna Greena, z którą się zetknęłam i po jej przeczytaniu już wiedziałam dlaczego jest on uznawany za tak dobrego pisarza :) Ja osobiście najbardziej polubiłam Pułkownika, ale może to dlatego, że był najbiedniejszy :D nie no, jakoś tak po prostu był taki śmiechowy. No i jeszcze Takumi był świetny! Znaczy się ja ich wszystkich lubiłam, chociaż każdy mnie troszeczkę irytował, ale to właśnie sprawiało, że byli bardziej... ludzcy :)
    A co do ciekawego życia... ja z jednej strony wciąż mam żal do siebie i do całego świata, że nie umiem angielskiego i nie mogłam ojechać na stypendium, ale z drugiej strony... zależy jak definiujesz ciekawe życie :) jak to "wytłumaczyła" mi moja siostra - życie tak nie działa (zazwyczaj) że zmieniasz szkołę i od razu traafiasz na takich ludzi, na jakich trafił Miles. A i bez tego można miec super ciekawe życie, zwłaszcza że Kraków stwarza mnóstwo.możliwości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszasz za komentowanie? Ja Ci dziękuję, tymbardziej, że masz ciekawe opinie :D Co do ciekawego życia, to chodzi mi generalnie o to, że jak byłam młodsza myslałam, że będe miała mase interesujących znajomych, jakieś przygody, chwile smutne, zabawne, poważne, a tu nic :c

      Usuń
    2. Hah, czy ciekawe, to znaczy, że dziwne? Bo mam wrażenie, że wszyscy myślą, że jestem dziwna, ale raczej mi to nie przeszkadza, co chyba jest najdziwniejsze :)
      Ja też miewam takie chwilę kiedy sobie myślę: "kurczę, czemu nie mam tylu interesujących i inteligentnych znajomych co w powieściach Greena", ale z drugiej strony zdaje sobie sprawę, że życie to nie książka, więc staram się wyjść naprzeciw... no temu czemuś :) zmieniać środowiska i takie tam. Na razie nic porażającego z tego nie wynikło, ale może kiedyś...

      Usuń
  2. Green jest wspaniały, nie wiem jak on to robi, że tworzy takie świetne postaci. Doskonały przykład na obalenie zarzutów o naiwnych książkach dla młodzieży. Pozdrawiam :) pharaohs-curse.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń