Papierowe miasta - John Green

Można powiedzieć, że jestem nieco opóźniona, bo szał na powieści Greena pojawił się w okolicach premiery ekranizacji Gwiazd naszych wina, a ja dopiero teraz sięgnęłam po inną z jego książek. Co prawda GNW czytałam ponad pół roku przed filmem i niezwykle nim zauroczona stwierdziłam, że muszę jak najszybciej przeczytać wszystkie powieści autora, ale jakoś tak wyszło i w świecie 'Papierowych miast' zanurzyłam się dość niedawno.

Margo Roth Spiegelman to licealna legenda, którą każdy kojarzy za jej niezwykłe przygody i niecodzienną osobowość. Nic więc dziwnego, że Q od dawna jest w nią zapatrzony. W jego życiu nastąpi nagły zwrot, gdy pewnej nocy dziewczyna wdrapie się do jego pokoju ubrana jak ninja i poprosi o pomoc w zrealizowaniu dziwnego planu zemsty. Wszystko zmieni się gdy następnego dnia Margo po prostu zniknie i nikt nie będzie wiedział, co się z nią stało.

"Jakże łatwo można dać się zwieść, wierząc, że człowiek jest czymś więcej niż tylko człowiekiem."

Zacznijmy od postaci. W głównym bohaterze, Q zachodzi ogromna wewnętrzna metamorfoza od początku powieści. Quentin z zamkniętego w sobie, trochę biernego i irytującego mnie nastolatka stopniowo przemienia się w pewnego siebie, odważnego chłopaka, który uparcie dąży do celu. Natomiast Margo, ach Margo, to ten typ dziewczyny jakim chciałabym być. Piękna, inteligentna, pomysłowa i pełna energii. Spotkania z taką osobą nigdy się nie zapomina i szczerze mówiąc nie dziwię się Q, że do pewnego momentu uważał ją za coś więcej niż osobę. Porównując postacie z 'Gwiazd naszych wina' i 'Papierowych miast' bohaterowie tej drugiej wydają mi się zwyczjaniejsi, bardziej podobni do współczesnych nastolatków. I nie chodzi tu jedynie o chorobę Hazel, a raczej o jej charakter, na który zresztą nowotwór z pewnością miał wpływ. Jest ona dojrzała i poważna, podczas gdy typowego nastolatka chyba nie opisalibyśmy tymi cechami. Tak więc podczas gdy Hazel i Gus delektują się szampanem w Amsterdamie, przyjaciele Quentina i Margo upici do nieprzytomności konstruują miecz z puszek po piwie.

Fabuła powieści może nie porusza tak bardzo jak Gwiazd naszych wina, ale też nie o to w niej chodzi. Czy celem każdej powieści musi być doprowadzenie nasz do łez? Wątki wskazówek i zagadek pozostawionych przez Margo oraz niesamowitej, spontanicznie podjętej podróży są jednak fantastyczne i sprawiają, że od książki nie można się oderwać. Każda z trzech części, na które podzielona jest książka jest na swój sposób inna, a wnioskując po samych ich tytułach nie trudno się domyślić mnogości metafor i symboli.

Tytułowe papierowe miasta zmieniają swoje znaczenie wraz z rozwojem akcji. W Strunach i sznurkach wyrażenie to stosowane jest przez Margo aby opisać sztuczność i kruchość Orlando, w części Trawa są to opuszczone osiedla, na krórych Quentin koncentruje poszukiwania, a w ostatniej - Okręcie papierowym miastem jest Agloe, miejsce, które z początku istniało jedynie na mapie, jako sposób na ochronę praw autorskich. To potrójne znaczenie sprawia, że choć wiele się zmienia, tytuł doskonale oddaje powieść od początku do końca.

"Miasto było z papieru, ale nie wspomnienia."

Pierwsze z wcześniej wymienionych znaczeń tytułu zmusiło mnie do refleksji. Moim zdaniem Margo wyznała Q smutną prawdę: współczesny świat jest strasznie papierowy. Pełen sztuczności, ale łatwy do zniszczenia. Egzystujemy w nim, spalając swoje łatwopalne papierowe marzenia, ambicje, plany na przyszłość, aby się ogrzać. Zdałam sobie sprawy jak wielu z nas, i ja tu nie jestem wyjątkiem, żyje dla przyszłości. Uczymy się, aby mieć dobre oceny, które pozwolą na dobrą szkołę i studia, a potem opłacalną, satysfakcjonującą pracę. Praca pozwoli na życie na poziomie. Łańcuch się ciągnie i ciągnie, a choć pozornie to wszystko ma sens i jest pełne logiki, to zapominamy o jednym: teraźniejszości, bo jeśli będziemy wciąż i wciąż dążyć jedynie do tego co jutro, nigdy nie przeżyjemy dnia dzisiejszego.

"A dzisiaj życie stało się przyszłością. W każdym momencie swojego życia człowiek żyje dla przyszłości."


Papierowe miasta to powieść ciekawa, wciągająca i powodująca przemyślenie niektórych spraw. Moge zdecydowanie polecić ją osobom, które mają ochotę spędzić czas na lekturze powieści zabawnej, ale głębokiej. Jako, że już w tym roku do kin trafi ekranizacja tej powieści z pewnością w najbliższym czasie zamieszczę notkę o moich oczekiwaniach względem filmu.

Tytuł: Papierowe miasta
Autor: John Green
Wydawnictwo: Bukowy las
Data wydania: czerwiec 2013
Ilość stron: 400

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz