Zabawa w kolory, czyli trochę o Mrocznych Umysłach

W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że dawno nie sięgnęłam po jakąś serię dla młodzieży. Myślę i myślę, ale polecanych serii jest tyle, że nie da się wybrać. Na pomoc przybiegła parabatai, wręczając mi jedną ze swoich ulubionych serii, czyli Mroczne umysły Alexandry Bracken. Ostrzegam, że będę spoilerować ze wszystkich trzech cześci.

Miejscem akcji są Stany Zjednoczone w przyszłości, gdzie miała miejsce epidemia. Dotknięte nią dzieci (bo to one są ofiarami) zyskują niezwykłe zdolności. Uzurpator, prezydent Gray i jego rząd, przerażeni potencjalnym zagrożeniem ze strony młodych zamykają ich w specjalnych obozach, gdzie traktowane są w nieludzki sposób i segregowane ze względu na swoją umiejętność. Zieloni są niezwykle inteligentni, Niebiescy obdarzeni są zdolnościami telekinezy, Żółci kontrolują elektryczność, Czerwoni ogień, a Pomarańczowi bez problemu włamią się do twojej głowy, mieszając w emocjach i wspomnieniach, zdolni nawet uczynić cię swoją marionetką.

Główną bohaterką jest Ruby, Pomarańczowa, która ukrywa swoje moce i udaje, że jest Zieloną. Kiedy z pomocą tajemniczej kobiety dziewczynie uda się uciec z obozu, będzie musiała zmierzyć się z konsekwencjami życia na wolności, a także nauczyć się ufać innym.

Najmroczniejsze umysły skrywają się za fasadą najzwyklejszych twarzy.

Powiem szczerze: miałam naprawdę mieszane uczucia, czytając Mroczne Umysły. Od początku podobał mi się świat przedstawiony i bohaterowie, akcje też była niczego sobie, ale miałam wrażenie, że czegoś mi brakowało i nie mogłam przedrzeć się przez pierwszą i drugą część. Szło mi mozolnie, chociaż nie było momentu, w którym stwierdziłabym, że to książka zła. Właściwie, to dosyć ciężko mi wyjaśnić, dlaczego trylogia od początku nie pochłonęła mnie tak, jak reszty czytelników, bo z tego, co wiem znaczna większość jest zachwycona twórczością Alexandry Bracken. Nadeszła jednak trzecia część i... coś zaskoczyło. Nie chciałam przestać czytać. Historia po prostu mnie porwała.

Chciałabym tylko zrobić małą uwagę, odnośnie tego, jakimi prawami rządzi się książkowy świat. Bardzo jest znany przesąd, że najbardziej lubiany bohater zginie. Tu jednak był to jakiś absurd, bo wymieniając w myślach wszystkich męskich bohaterów pod koniec Nigdy nie gasną (drugiego tomu), stwierdziłam, że Liam Liamem, ale w sumie to wolę drugiego z braci Stewart. I, ups, Cole'owi akurat się umarło. Czułam na sobie klątwę opatrzności fikcyjnego świata.


Może teraz trochę o głównej bohaterce. Momentem, który szczególnie zapadł mi w pamięć był ten, kiedy Ruby nie warzyła się odezwać, obronić swoją koleżankę Sam. Główna postać zawsze musi być heroiczna w sposób tak nienaturalny, że przeciętny człowiek łapie się za głowę i pyta, jakim cudem bohatera stać na reakcję w obliczu tak wielkiego niebezpieczeństwa. Tu mamy natomiast przejaw zwyczajnego ludzkiego tchórzostwa i to podoba mi się bardzo. Potem bohaterka niezwykle się zmienia. Porównując jej zachowanie w pierwszej i ostatniej części, można odnieść wrażenie, że to zupełnie inna dziewczyna. 

To własne wspomnienia, nie duchy, nawiedzają ludzi.

Wiem, że powinnam zrobić osobny akapit o każdej postaci, ale Ann to dziecię leniwe, więc tylko prawię zdań o tych bardziej przeze mnie lubianych. Nie zacznę od nikogo innego, jak Cole'a. Pojawił mi się parę dni temu w głowie obraz, że gdybym go spotkała owinęłabym go wściekle czerwonym kocykiem, przyczepiła mu do pleców i głaskając z uwielbieniem po głowie szeptała Moja cudowna ognista perełka. Takie rzeczy tylko u mnie w głowie. Kolejną kochaną przeze mnie bohaterką jest Vida. Na początku nie przepadałam za niebieskowłosą twardzielką, ale gdy tylko spotkała pulpeta, którego również uwielbiam, ich rozmowy były czystą poezją. I choć potajemnie shipowałam ich razem, dosyć mnie zatkało, kiedy okazała się, że coś między nimi jest. Jej cięty język i waleczność zestawiona z ogromnym przywiązaniem i szacunkiem, jakim darzy Cate czyni z niej bohaterkę nieoczywistą. Co do młodszego z braci Stewart, darzyłam go sympatią i bardzo lubiłam z Ruby, bo oboje niezwykle się dopełniali. Czas jeszcze wspomnieć o antagoniście, czyli młodym i charyzmatycznym Clancym Grayu, którego dosyć lubiłam. To złoczyńca, który ma być egoistą i okrutnikiem, co jest w pewien sposób opisem syna prezydenta, ale do tego dochodzi motywacja jego czynów. Gdy starał się wyjaśnić głównej bohaterce swój punkt widzenia, a następowało to dosyć często w Po zmierzchu, tak jak i Ruby wielokrotnie przyznawałam mu rację w niektórych kwestiach.

Bardzo zrobił na mnie wrażenie sposób opisywania uczuć postaci przez autorkę. Gdy Ruby czuje strach, gniew, radość czytelnik rzeczywiście to widzi. Jest to chyba kwestia, że myśli bohaterki są bardzo chaotyczne, dlatego tak łatwo uwierzyć, że jest pod wpływem silnych emocji. W końcu często to, co czujemy zdaje się być jednym niepoukładanym mętlikiem.

Czerń jest kolorem pamięci. 
Czerń to nasz kolor.
Jedyny, którego użyją, by opowiedzieć naszą historię.


Nie mogę jednak zaprzeczyć, że w fabule nie ma schematów. Począwszy od nastolatków z nadprzyrodzonymi zdolnościami, a kończąc na obalaniu rządów. To jednak trzeba zaakceptować, bo jak każdy inny gatunek, young adult również ma swoje prawa i motywy.

Kończąc, trylogii Alexandry Bracken nie wciągnęłam jak spaghetti, ale i tak mogę ją polecić fanom dystopii i super mocy. Ciekawi bohaterowie, dobrze skonstruowany świat i interesująca fabuła - oto Mroczne Umysły!

PS: Nadal nie wiem, jakim kolorem bym była.
PS2: Kto chce poskręcać ze mną trochę półek?

5 komentarzy:

  1. Odpowiedzi na PS:
    1. Myślę, po stylu twojego pisania, pomarańczowy albo żółty (na pewno nie zielony)
    2. Jeśli tylko będziesz miała czas ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Napisz coś o sobie

    OdpowiedzUsuń
  3. Z Vidą miałam tak samo, i również od początku shipowałam ją z Pulpetem. ♥ Na drugiej części jednak rozpaczałam, że pewnie nie będą razem, ale gdy zagłębiłam się w trzecią... *dziki taniec radości*

    OdpowiedzUsuń
  4. PS. Dlaczego jest tak mało artów z "Mrocznych umysłów"? ;-;

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie powiem, zaintrygowałaś mnie tą serią. Będę musiała kiedyś po nią sięgnąć, a póki co dopisuję ją do swojej listy ,,do przeczytania". Ja ostatnio wciągnęłam się w Kruczą Serię Maggie Stiefvater i tak strasznie mi się spodobała (oczywiście mam już swoich ulubionych bohaterów oraz swoje OTP), że teraz tylko czekam na kolejne tomy. Gorąco polecam, warto sięgnąć i zobaczyć, z tym to się je :)

    OdpowiedzUsuń