Zaginiona matematyka, czyli o systemie edukacji w Hogwarcie

Któż nie przyzna, że Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie to szkoła idealna? Któż nie czeka nadal na swój bardzo już spóźniony list? Któż nie oddałby wszystkiego za możliwość przybrania czarnych szat i zjedzenia kolacji z innymi czarodziejskimi uczniami?

Myślę, że raczej nikt z czytających ten wpis. I ja należę do jakże licznego grona osób, zakochanych w szkockiej szkole. Jakiś czas temu stwierdziłam, że coś tu jest nie tak. Wiadomo, że uczenie się zaklęć i magii jest super, ale czy czarodzieje nie muszą wiedzieć, jak się liczy, że mają dwa płuca i jedną wątrobę, na jakim kontynencie jest Kanada ani posługiwać się choć jednym językiem obcym? Oczywiście wiem, że pani Rowling musiała stworzyć jak najbardziej nieziemską, niepodobną do żadnej innej placówkę i nie uważam, że Hogwart w sadze o Potterze powinien wyglądać inaczej, ale, że wbrew pozorom nie przygotowuje ona do bycia wszechstronnymi, rozumiejącymi świat ludźmi, ale jedynie dobrymi czarodziejami. Można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że jest to swego rodzaju zawodówka.

Chyba każdy z nas słyszał i pewnie sam też był autorem stwierdzenia: po co się uczyć tego i tego przedmiotu, to nie jest przecież niezbędne do życia. Nie chcę się to rozkręcać na ten temat, ale powiem krótko, że aby być człowiekiem o wszechstronnej wiedzy, bo gdybyśmy uczyli się tylko tego, co niezbędne nigdy nie odkrylibyśmy tylu cudów świata i teoretycznie mogłoby nam starczyć życie w szałasach i zbieranie owoców w lesie. Uważam, że cytując Jedenastego Doktora, powinniśmy się starać być, jak najlepszymi ludźmi i w to wliczam nie tylko dobroć serca, ale również wiedzę. A zresztą. Nieważne.

Przedmioty, takie jak Transfiguracja, Zaklęcia, Eliksiry są bardzo potrzebne z punktu widzenia czarodzieja. Tyle tylko, że brak innych mugolskich przedmiotów szkolnych. To takie upraszczanie ucznia szkoły magii do bycia jedynie czarodziejem, jakby to była sama istota jego istnienia. A przecież oprócz bycia magiem, jest też... Człowiekiem.

Żyje wraz z nami na Ziemi, dlaczego więc nie miałby wiedzieć, jak wygląda? Spotyka się z różnymi ludźmi, dlaczego więc nie mógłby poznać ich języków, aby móc się komunikować? W codziennym życiu będzie się spotykał z liczbami, w sklepach, wydatkach, domu, wszędzie, dlaczego więc miałby nie uczyć się matematyki? Czy czarodziej może czytać tylko literaturę magiczną? Czy nie powinien  czytać w ciągu swojej edukacji czegoś więcej niż podręczników? Czy ważniejsze dzieła nie powinny być im przyswajane? Czy nie powinni wiedzieć czegoś o anatomii czy faunie i florze?

Niby jest Zielarstwo i Opieka nad Magicznymi Stworzeniami, ale jest to znów zawężanie pola do tylko tych istot związanych z magią, a przecież w swoim życiu nie zobaczą jedynie mandragory i hipogryfa, ale również sosnę i psa.

Podsumowując ten dosyć chaotyczny wpis, Hogwart jest szkołą naprawdę cudowną, ale system edukacji naprawdę nie satysfakcjonuje. Jestem nie tylko czarodziejem, ale również człowiekiem!

2 komentarze:

  1. Haha, zgadzam się! Generalnie wszystko jestem w stanie zrozumieć, ale BRAK MATEMATYKI?! Przecież to serio jest potrzebne i rozwija logiczne myślenie... Nie wiem czy język angielski się wlicza w mugoloznastwo, ale języki to też raczej podstawy. No i jakieś prawa fizyki chyba by się przydały w lataniu na miotle (ja wiem, że magia i te sprawy, ale żeby nie spaść ze swojego sprzęt, podstawy trzeba znać!)

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślałam już nad tym wcześniej :). I tu wyjaśniają się wszystkie głupstwa, które robią czarodzieje - żaden z nich nie opanował matmy (Rowling wprost mówi na Pottermore, że obliczenia wykonują za pomocą magii), więc pewnie leży u nich logiczne myślenie XD
    Dobry post. Daję okejkę.

    OdpowiedzUsuń