Premiera Kosogłosa, powód całego miesiąca tematycznego, który zorganizowałam na blogu, zbliża się wielkimi krokami. Pora więc na napisanie coś więcej o trylogii, od której się to zaczęło. W listopadzie miałam przyjemność sięgnąć po dystopijną opowieść po raz trzeci, tym razem decydując się na wersję w oryginale. Jako że trochę o Igrzyskach i ich przesłance porozprawiałam, dzisiaj dodam jeszcze co nie co oraz przyjrzę się od strony technicznej.
Igrzyska Śmierci
Zaczynając od samego początku, czymś co zwróciło moją uwagę, gdy pierwszy raz czytałam Igrzyska była narracja. Pierwszoosobowa w czasie teraźniejszym. Jesteśmy jak najbardziej zbliżeni do akcji. Widząc świat oczami bohaterki, jesteśmy przez nią po nim oprowadzani, a dodatkowo użyty czas teraźniejszy pozwala nam stać się uczestnikami wydarzeń. Już w pierwszym tomie mamy bardzo bogatą symbolikę. Kosogłos, najpierw utożsamiany przez Katniss z domem, Dystryktem Dwunastym, tylko, aby w kolejnych częściach stać się symbolem rebelii. Cała metafora Dziewczyny, która igra z ogniem wydaje się doskonałym oddaniem sytuacji, bo czy przez swoje drobne akty buntu nie naraża się ogromnej potędze Kapitolu. Wersja ta ma sens jednak tylko w polskiej wersji, bo oryginał (The girl on fire) bardziej ukazuje potęgę jej samej, to ona jest częścią owego płomienia. Chciałam również zwrócić uwagę na kontrast między życiem mieszkańców stolicy, Kapitolu i biednych dystryktów. Coś już tam o tym wspominałam, ale scena, gdy w pociągu Katniss napycha się, bo nie widziała wcześniej w życiu takich ilości jedzenia, dają do myślenia i uświadamiają, o ile wyższy jest nasz standard życia. Opływający bogactwem Kapitol to swego rodzaju krytyka naszego społeczeństwa, skupionego na bardzo cielesnych przyjemnościach, pragnących pieniędzy i władzy, która nie ma na celu pomocy obywatelom. Dotyka również postawy; najważniejsze, że mi jest dobrze, a niech inni cierpią. Ważnym elementem jest także sama telewizja, gdzie podczas wielkiego show, jakimi są Głodowe Igrzyska nagrywany jest każdy fragment. Zapadł mi w pamięć moment, kiedy Katniss uśmiecha się specjalnie po to, aby widzowie, którzy ją oglądają zastanawiali się z jakiego powodu to zrobiła. Ta chęć niektórych do śledzenia każdego fragmentu życia innych oraz zupełny brak prywatności uwielbianej "gwiazdy" również przywodzą na myśl nasz świat i media. Za to uwielbiam dystopie. Autor znajduje jeden problem obecny we współczesnym świecie i wyolbrzymiając go w fikcyjnym świecie uświadamia, wywołuje przemyślenia i różne uczucia.
W pierścieniu ognia
Jak napisałam w ostatnim poście, druga część jest moją ulubioną. Po pierwsze, zostaje wprowadzonych wiele ciekawych postaci drugoplanowych. Oczywiście w pierwszym tomie również mieliśmy okazję poznać niejednego interesującego bohatera, ale dopiero tutaj bardziej się na nich skupiamy, przynajmniej takie mam wrażenie. Cudowna Mags, intrygujący Finnick, nieprzewidywalna Johanna czy inteligentny Beetee dodają koloru historii, która i tak sama w sobie jest niesamowita. W świecie Panem zwycięscy byli czymś nietykalnym, część pogrążona w nałogach, inni sprzedani Kapitolowi, swoje jednak już wycierpieli. Nawet to prawo udało się jednak prezydentowi Snowowi zniszczyć i zagarnąć ludzi, którzy jako dzieci byli zmuszeni mordować. Kolejnym powodem, dla którego W pierścieniu ognia tak bardzo mi się podobało jest ta subtelna zmiana, wprowadzenie do rewolucji. Przepiękny gest złączenia rąk przez trybutów Ćwierćwiecza Poskromienia pokazuje rosnącą solidarność dystryktów, jednoczących się przeciw Kapitolowi. Celem Igrzysk było nastraszenie mieszkańców Panem, ale również wprowadzenie rywalizacji i wrogości między dystryktami. Tutaj ta idea zaczyna się łamać, bo niektórzy zaprzyjaźniają się. Już nie trybuci są swoimi wrogami na arenie, ale Kapitol. Katniss musi sama wybrać, co sama reprezentuje, rodzącą się rebelię czy kochaną przez naród oszalałą z miłości dziewczynę. Ludzie w dystryktach obierają ją za swój symbol, a ona najpierw z przerażeniem, potem akceptacją reaguje na tą sytuację. Bardzo podoba mi się ta zmiana.
Kosogłos
Nigdy nie doceniałam finału trylogii, bo w przeciwieństwie do dwóch pierwszych powieści nie było tu tej klasycznej budowy, gdzie centralnym punktem były Igrzyska. Teraz mogę powiedzieć jednak, że Kosogłos to w sumie jedne wielkie Głodowe Igrzyska, tyle tylko że nie jest to już wyreżyserowana gierka, a prawdziwa potyczka, mająca swój cel. Kapitol stał się tu pionkiem w grze, stracił swą kontrolę. Mam wrażenie, że to właśnie w trzeciej części Katniss jest psychicznie wyniszczona. Brzemię zarówno dwóch Głodowych Igrzysk, jak i całej rebelii odcisnęło na niej swoje piętno. Jasne, bycie trybutem było okropnie ciężkie, ale nasza bohaterka jakoś to znosiła. Koniec Kosogłosa pokazuje cały ból i pełnię cierpienia dziewczyny. Gdy pierwszy raz czytałam trylogię, pomysł Głodowych Igrzysk dla dzieci z Kapitolu zszokował mnie. Dopiero wtedy w pełni zrozumiałam, że rebelia według Prezydent Coin to nic innego, jak środek, który ma dać jej władzę nie tylko nad Dystryktem Trzynastym, ale całym państwem. Wszystkie te hasła wolnościowe, umierający ludzie, kim oni dla niej byli? Nie był więc dla mnie zdziwieniem czyn Katniss podczas egzekucji Snowa. Cel został osiągnięty, pozbyła się dyktatora. Akceptacja faktu, że Katniss skończyła z Peetą również przyszła dopiero teraz. Nie bawię się w teamy, ale z dwójki chłopców, pomiędzy którymi bohaterka miała wybrać, wolałam Gale'a. I dalej wolę, ale rozumiem, dlaczego podjęła taką, a nie inną decyzję. Była zbyt podobna do swojego przyjaciela ze Złożyska, byli zbyt uparci, a czasami nawet mściwi i o niszczycielskiej sile. Peeta natomiast uspokajał Katniss. Tak jak powiedział Gale: dziewczyna wybrała tego, którego potrzebowała bardziej. Chłopaka, który sadził kwiaty przed jej domem i malował twarze przyjaciół w specjalnym albumie.
Zdaję sobie sprawę, że to nie jest recenzja, nawet nie potrafię stwierdzić, co właściwie napisałam. Trochę lużnych przemyśleń i opinii na temat trylogii. W każdym razie dzisiaj premiera i idę na maraton. Chyba nie muszę mówić, że jestem strasznie podekscytowana.
Trzy książki po raz trzeci, czyli o trylogii Collins
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Miłego oglądania :) I dzięki za miły miesiąc z Igrzyskami. Dzięki Tobie przeczytałam sobie drugi raz całą trylogię.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że miałaś szansę odświeżyć sobie Igrzyska, a co do miesiąca, to jeszcze nie koniec. Piszę o trylogii do końca listopada :)
UsuńTo dobrze :) pisz jak najwięcej.
UsuńJestem beznadziejna, ale... piękne wydanie <3
OdpowiedzUsuńHm, kurczę może bym w końcu dokończyła to czytać? Ale nie jestem pewna, czy moja psychika to wytrzyma :( Do teraz jestem pod wrażeniem dwóch pierwszych części, a czytałam je już hoho temu!
W sumie to na mnie ciągle największe wrażenie wywiera fakt, że dzieci doprowadzone do ostateczności godzą się na zabijanie innych dzieci (nie wszyscy się godzą i niektórzy są starsi, ale jednak).
I chociaż sprowadzanie tej powieści do wątku romantycznego to największa zbrodnia w dziejach literatury (poza taką inną w Małych kobietkach) to ja na zawsze jestem #teamPeeta ;)
Jestem beznadziejna, ale... piękne wydanie <3
OdpowiedzUsuńHm, kurczę może bym w końcu dokończyła to czytać? Ale nie jestem pewna, czy moja psychika to wytrzyma :( Do teraz jestem pod wrażeniem dwóch pierwszych części, a czytałam je już hoho temu!
W sumie to na mnie ciągle największe wrażenie wywiera fakt, że dzieci doprowadzone do ostateczności godzą się na zabijanie innych dzieci (nie wszyscy się godzą i niektórzy są starsi, ale jednak).
I chociaż sprowadzanie tej powieści do wątku romantycznego to największa zbrodnia w dziejach literatury (poza taką inną w Małych kobietkach) to ja na zawsze jestem #teamPeeta ;)
Bogowie, bogowie, bogowie... *-* Co za cudowne wydanie Igrzysk! Gdzie je kupiłaś? :D
OdpowiedzUsuńJa w końcu muszę sobie odświeżyć tę trylogię, naprawdę minęło już sporo czasu i powoli szczegóły znikają z mojej pamięci.
Tymczasem - broszka z kosogłosem gotowa, tylko czekać na koleżanki (chyba aż do grudnia :( ) i lecimy na "Kosogłosa".